Kilka słów o podziale terytorialnym Francji. Odwieczny podział to krainy plemienno-historyczne: Burgundia, Prowansja, Langwedocja, Bretania czy Normandia i wiele innych. I tak to sobie działało przez stulecia, aż nastała Rewolucja (ew. rewolucja, dla tych, który 14.07 noszą czarne krawaty).
Francja została podzielona na niemal sto departamentów (97?). Numery przydzielono alfabetycznie od nazw, a nazwy - od rzek (np. Tarn czy Górna Sekwana) gór (Alpy Nadmorskie) i czego tam jeszcze. Starannie jednak dbano, żeby nazwy nie miały żadnego związku z dawnymi krainami. Paryż ma oczywiście numer 95, jeden z ostatnich. Numery umieszczone są na tablicach rejestracyjnych, więc cały naród zgodnie nie lubi tablic z No 95.
Co ciekawe, pamiętając, że Francja jest mniej więcej dwa razy większa, niż Polska to gierkowski podział Polski na 49 województw zaczyna ujawniać zupełnie nie komusze korzenie

Mój ulubiony departament to Tarn (No 81). Środek historycznej Langwedocji. Stolica - Albi (tak, od albigensów) z gigantycznym bunkrem pośrodku starówki - ówczesnym pałacem biskupim. Obecnie - muzeum Henri de Toulouse-Lautrec. Jeżeli wczytać się w jego nazwisko - widać, że na nim skończyła się tysiącletnia linia hrabiów Tuluzy. O Albi, hrabiach Tuluzy, albigensach i krucjacie - niebawem.
Dzisiaj pieśń o Tuluzie; panie, panowie - ęsambl Zebda
tutaj kolejna pieśń Zebdy - śpiewali o imigrantach, zanim to stało się modne; a zanim się ktoś zjeży, to gdy wsłucha się - usłyszy dwie frazy o Polakach-imigrantach, którym nikt nie podziękował za Monte Cassino.