Okiem laika...
Camillus Heat(wersja hiszpańska)
WstępKilka miesięcy temu miałem okazję pobawić się „oryginalnym”, hamerykanskim Camillus’em Heat’em (tyle, że z głownią „okrytą” taktycznym kirem), jakkolwiek powłoka niezbyt przypadła mi do gustu, to już sam nożyk i owszem, a zwłaszcza efektownie „wyrzucana” po pociągnięciu flippera głownia.
Zapragnąłem go mieć.
Upłynęło trochę wody w Warcie (ale niezbyt wiele jak na tak dużą rzekę) i stałem się szczęśliwym posiadaczem hiszpańskiej wersji tego noża: Camillus Heat 3.65.
W tym miejscu jako ciekawostkę podam, że znalazłem w sieci opinię, iż ten nóż produkowany jest nie w Hiszpanii lecz na Tajwanie lub w Chinach, a Hiszpanie go jedynie skręcają – niestety nie jestem w stanie zweryfikować tej wiadomości. W każdym razie na głowni noża widnieje napis: Spain, a na opakowaniu: Product origin: Spain
Kolejną ciekawostką jest zapis, który widnieje na stronie internetowej reaktywowanego w 2010 roku Camillusa:
• Camillus knives are only made of AUS8 or VG10 steel. If your knife is made after 2006 and is marked with
"440 steel," it is most likely a counterfeit Camillus knife.• If your packaging or knife itself is marked "Made in Spain," it is most likely a counterfeit Camillus knife.• If your model number is "Heat 3.50 or Heat 3.65," it is most likely a counterfeit Camillus knife.W skrócie. Camillus sugeruje, że opisywany nóż może być podróbką. Jeśli jest to prawdą, to jest to jest to znakomicie wykonana podróbka, poza detalami i rodzajem stali wersja "hiszpańska" i amerykańska nie różnią się od siebie.
Na pierwszym zdjęciu możecie zobaczyć jak wygląda nóż w oryginale, pozostałe, są to zdjęcia mojego noża, w którym dokonałem pewnej przeróbki, mianowicie dorobiłem notch i odrobinę wyszczupliłem flipper. Modyfikacja ta to tylko zmiana estetyczna i nie miała żadnego wpływu „działanie” i właściwości noża – zrobiłem to, ponieważ miałem na to ochotę i po tej zmianie głownia bardziej mi się podoba, to wszystko.
„Camillus” – firma została założona w 1876 roku, w Nowym Jorku przez niemieckiego imigranta Adolfa Kastora jako przedsiębiorstwo zajmujące się importem noży. Pod koniec XIX wieku Kastor zakupił niewielkie zakłady produkujące noże mające swoją siedzibę w mieście Camillus (Stan Nowy Jork) i rozpoczął własną działalność. W 1991 roku Camillus zakupił nazwę i znak firnowy Western Cutlery, producenta noży myśliwskich. Firma posiada w swojej ofercie szeroką gamę noży różnego typu oraz zagorzałych zwolenników swoich produktów na całym świecie.
To niestety historia, z tego co mi wiadomo firma w tej postaci już nie istnieje.
Dane techniczne:Długość całkowita: 20 cm
Długość głowni: 9.5 cm
Stal: 440 C
Długość rękojeści: 11.5 cm
Waga: 113 g
Grubość głowni: 3mm
Materiał rękojeści: Zytel
Typ blokady: liner lock
Wygląd i estetyka wykonaniaTradycyjnie wspomnę, iż jest mi wiadomo, że wygląd to wielce subiektywna sprawa i oczywiście rzecz gustu.
W przypadku tego noża śmiało mogę powiedzieć, że mi się podoba. Do pełni szczęścia brakowałoby mi tylko zastąpienie zytelu okładzin innym materiałem, np. G10, zytel w tym przypadku wygląda tak sobie.
Do rzeczy jednak.
Mój egzemplarz został wyprodukowany w kraju szczęśliwych kolczatek i wesołych dziobaków czyli... w słonecznej Hiszpanii.
Różnica pomiędzy wersją amerykańską, a hiszpańską sprowadza się do inaczej rozmieszczonych i lekko odmiennych w treści napisów na głowni (nazwa noża jest jednakowa w obu wersjach, w hiszpańskiej dodano jedynie oznakowanie „3.65”) oraz do tego, że przy otwieraniu „amerykanina” wspomaga nas „Robo power”, natomiast w przypadku „hiszpana” pomocą służy „Assisted opening” – nie ma to żadnego znaczenia podczas użytkowania noża i praktycznie nie wpływa na nic. Co prawda „amerykanin” odrobinę dynamicznej wyrzuca głownię (może dysponuje ciut silniejszą sprężyną, a może to tylko cecha konkretnego modelu – trudno mi powiedzieć), ale to naprawdę minimalna różnica. No i oczywiście wersja z JueSeJ zrobiona była z Aus 8, a w moim przypadku to 440 (niestety nie miałem okazji porównać właściwości tych stali „na żywo”).
Rękojeść z zytelu wycięta i obrobiona jest bardzo starannie, nie dopatrzyłem się żadnych błędów w wykonaniu, podobnie głownia. Szlify są symetryczne i ładnie wykończone. Nóż jest spasowany wyśmienicie. Blokada zakończona jest wyprofilowanym, szerokim, karbowanym (wzdłuż) i wygodnym wykończeniem, a nie jak w przypadku większości noży (zwłaszcza tych z dolnej półki cenowej) wystającą blaszką, o którą nierzadko można pokaleczyć sobie palec. Dwustronny kołek, pełniący w tym nożu również funkcję stop pin’a ma bardzo przyjemny i estetyczny wzór, całości wizerunku dopełnia prosty i elegancki klips (z możliwością zamocowania go po obu stronach rękojeści).
Nóż posiada także otwór na linkę.
Na zakończenie tej części tekstu do beczki miodu muszę niestety dodać łyżkę dziegciu.
Tuż po wypakowaniu noża odpadła od niego śrubka mocująca klips, sami przyznacie, lekkie rozczarowanie na początek znajomości... Okazało się, że producent „zapomniał” nagwintować jeden z otworów i śrubka nie była w niego wkręcona, tylko wciśnięta... Kropelka kleju i po kłopocie, ale jakiś taki delikatny niesmak pozostał.
Ergonomia i obsługa
Spora, w przemyślany sposób wyprofilowana i punktowo żłobiona rękojeść pod względem użytkowym z pewnością każdemu przypadnie do gustu. Zaopatrzona w podcięcia pod palec wskazujący i środkowy (obustronnie) oraz podchodzący łagodnym łukiem, karbowany i szeroki thumb ramp, gwarantuje nam pewny chwyt i wygodę. Poza tym po otwarciu noża flipper zmienia swą pozycję przyjmując rolę jelca, co dodatkowo zabezpiecza dłoń przed zsunięciem się na ostrze (np. podczas wbijania noża).
Mankamentem z pewnością jest ostre wykończenie „rampy kciuka”, mało prawdopodobne jest co prawda zsunięcie się palca z oparcia podczas pracy (ze względu na jego szerokość i karbowanie), jednak nie jest to niemożliwe. W takim przypadku może się to niestety skończyć pokaleczeniem opuszki.
W przypadku rękojeści można się doczepić do jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie „blaszka”, którą „otwieramy” liner lock umieszczona jest na tym samym poziomie, co okładzina rękojeści, utrudnia to dostęp do niej. Częściowo efekt ten równoważy dobre rozwiązanie wykończenia „blaszki” blokady (napisałem o tym wcześniej), a zwłaszcza jej szerokość, jednak pomimo tego lepiej zamykało mi się nóż gdy odsuwałem liner lock lewą ręką (jestem praworęczny) – patrząc od „brzucha” noża okładzina z lewej strony jest bardziej wycięta, zachodzi na nią właśnie wykończenie blokady. Oczywiście wymienione przeze mnie utrudnienia nie mają wpływu na działanie samej blokady, ta trzyma bardzo pewnie i nie mam do niej żadnych zastrzeżeń.
Poza tymi dwoma, wymienionymi przeze mnie „błędami”, śmiało można uznać rękojeść za bardzo udaną i przemyślaną konstrukcję.
Otwieranie noża za pomocą flipper’a to bardzo przyjemna czynność, głownia wysuwa się błyskawicznie, jednym „skokiem”, nie na tyle jednak gwałtownie, by wyrywać nóż z ręki – duży plus.
Niestety zawsze musi być jakieś „ale”...
O ile używanie flipper’a to miła zabawa, to już jeśli mielibyśmy ochotę otworzyć nóż za pomocą kołka, to w tym miejscu „zaczynają się dla nas schody”. Nie dość, że kołek umiejscawia się po zamknięciu noża zbyt blisko okładziny, co ogranicza dostęp do niego i utrudnia otwieranie, to jeszcze musimy uważać, by zmieniający swą pozycję flipper nie przyblokował się nam na dłoni (początkowo musimy przyłożyć dość dużo siły by „wypchnąć” kołek, jednak w momencie gdy sprężyna „zaskoczy”, flipper nagle chowa się pomiędzy okładziny – jeśli trzymamy dłoń zbyt blisko, z pewnością nas uderzy).
Ja to sobie wytłumaczyłem w ten sposób, że projektant przewidział dla kołka głównie funkcję stop pin’u, ewentualnie pomyślał o nim jako o „rezerwie” dla podstawowego sposobu otwierania noża, faktem jest, że używanie kołka gdy mamy flipper, to zabawa dla ludzi niezwykle wyrozumiałych. Nie polecam.
I jeszcze jedno spostrzeżenie na zakończenie tego „działu”.
Możliwość przełożenia klipsa, łatwość otwierania noża za pomocą flipper’a, obustronnie wykonane podcięcia pod palec oraz symetryczność okładzin powodują, że nóż ten jest równie wygodny w użyciu i przyjazny zarówno dla praworęcznych, jak i dla mańkutów. Osobom leworęcznym, którym trudniej jest zdobyć odpowiedni nóż dla siebie szczerze polecam.
Praca i poPrzejdźmy do rzeczy najbardziej istotnych.
Heat jest moim nożem roboczym w pełnym słowa tego znaczeniu.
Czyli bynajmniej nie oszczędzam go.
Wygodna rękojeść i głownia średniej długości sprawiają, że nóż jest bardzo poręczny. Tak zwane „robótki leśne” czyli struganie patyków, wbijanie noża w drewno, żłobienie, okorowanie drzewa, „wiercenie” otworów to naprawdę przyjemność. Podważanie, „wyłupywanie” fragmentów drewna również nie stanowiło problemu. Najcięższą chyba pracą jaką nim wykonałem było przecięcie grubej gałązki za pomocą deseczki (podkładka) i kukri w roli młotka (potocznie: batonowanie) – dał radę (jedyny uszczerbek to lekko zgnieciona na brzuszku ostrza krawędź tnąca, ale nóż ostrzony był pod małym kątem i śmiem twierdzić, że to dlatego). Miałem tylko jedną, zaznaczam od razu, że wielce subiektywną uwagę. Przy struganiu i obrabianiu małych, drewnianych elementów lubię chwycić nóż w taki sposób, by umieścić palec wskazujący jak najbliżej krawędzi tnącej, moim zdaniem można wtedy obrabiać materiał z większą precyzją. Niestety w przypadku Heata ewidentnie przeszkadzał mi w tym flipper/jelec – nie potraktowałbym jednak tego jako wadę dlatego, że każdy zapewne w inny sposób trzyma w takim przypadku nóż i byłoby absurdem zaliczenie tego do kategorii „nieprzemyślana konstrukcja”. Napisałem o tym bardziej z kronikarskiego obowiązku (ponieważ spostrzeżenie takie w trakcie pracy Heat’em poczyniłem).
Kuchnia.
Nie będę się specjalnie rozpisywał. Pokrojenie czegokolwiek w plasterki nie stanowi dla niego wyzwania (szlif płaski). Ostrym czubkiem łatwo naciąć np. warzywa i owoce czy co kto tam lubi. Trochę gorzej idzie smarowanie chleba/bułek np. masłem – krótka i zwężająca się głownia ewidentnie nie jest stworzona do tego celu, ale nie ma co wybrzydzać, w końcu nie jest to nóż kuchenny. W każdym razie posiłek sobie nim przygotujemy, bez zbytniego wysiłku i poświęcenia z naszej strony, a o to przecież chodzi.
Nożyk moim zdaniem dobrze trzyma ostrość, po zabawie w lesie, przygotowaniu kolacji i „batonowaniu” przeciągnąłem kilka razy po ostrzu drobnoziarnistą osełką i ponownie bez problemu ciął kartki, a ponieważ jak dla mnie nóż nie musi golić bym uznał go za ostry – byłem zadowolony.
Aby oczyścić nóż po pracy nie musimy wykazywać się nadzwyczajnymi zdolnościami manualnymi, częściowy back-spacer i łatwy dostęp do praktycznie każdego miejsca sprawia, że trwa to dosłownie chwilę. Miłe, łatwe i przyjemne.
![]()
Konkluzja Od początku nie ukrywałem, że nóż ten mi się podobał (w końcu stałem się jego właścicielem J), dlatego też postanowiłem sobie podejść do niego z dużą surowością ( zachowując jednak przy tym wymaganą przy ocenie bezstronność) aby uniknąć ewentualnych „oskarżeń” o stronniczość i zachwalanie produktu. Nóż oczywiście posiada zarówno wady, jak i zalety, jedne i drugie starałem się wychwycić i opisać. Chciałem to ująć w taki sposób, byście sami mogli najlepiej ocenić, czy nóż ten wart jest zakupu. Mam nadzieję, że mi się to udało. Camillus Heat w wersji hiszpańskiej nie jest drogim nożem (znalazłem go w polskim sklepie w cenie 169 zł, ale za Wielką Wodą można go nabyć już za około 30$) – w każdym razie z pewnością nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto.
Aktualizacja: Pełen tekst wraz ze zdjęciami, które "zjadł czas" znajdziecie na Navaja.pl:http://www.navaja.pl/roznosci/69-camillus-heat-wersja-hiszpaska.html1 Dane na temat firmy „Camillus” pochodzą z „Encyklopedii noży” A.E. Hartink’a
Zdjęcia popełnili: Sławol (dziękuję) i ja (poza pierwszym, które pożyczyłem ze strony: www.cheaperthandirt.com)
Janusz Łangowski