Reklama

B71 by Jamall

Zaczęty przez Jumbo, 31-10-2013, 13:58:06

Jumbo


NO BULLSHIT!

Na zlocie przejąłem od Jamalla nóż, któremu nadał on nazwę B71 - Krypton in Wild Olive. Jamall dał mi nóż tak, jak dostał od Mokrego, a że po zabawach Mokrego wiele nie ucierpiał (nóż, nie Jamall), a i śladów na nim większych po używaniu widać nie było, to od razu nóż poszedł w tango.

Jak by nie patrzeć, jest to kawał nożyska. Swoją wagą (wg. wykonawcy waży 306 g), przebija nawet Shrapnela, który o ile dobrze pamiętam waży 200 g. Sprawia wrażenie mocnego narzędzia, które cięższej pracy w terenie bać się zdecydowanie nie powinien. Jednak spójrzmy wpierw na pochwę.

Pochwa wykonana ze skóry, wykonana została przez Pitt'a. Nie miałem za wiele jego prac w rękach, więc z zaciekawieniem się jej przyjrzałem. Wykonana czysto i schludnie. Krawędzie elegancko wyprowadzone i gładkie, szwy równe i proste. Prosta, ale funkcjonalna pochwa, w której nóż leży doskonale, a pasek zabezpieczający spełnia swoją rolę. Przy wejściu do pochwy Pitt ładnie wyprofilował skórę tak, iż linia pochwy zgrywa się z linią czoła rękojeści. Bardzo ładnie i estetycznie to wygląda. Nóż w pochwie trzyma się tak jak lubię, czyli ciasno. Nawet nie zapinając paska zabezpieczającego, nie ma opcji, abyśmy mogli nóż przypadkowo zgubić nawet, gdy mając go na pasie będziemy robić fikołki, czy też dopadnie nas niespodziewany atak ADHD w środku lasu. Szlufka pozwala na noszenie noża na pasie, przy czym nóż kładzie się na boku na wysokości, która mi bardzo odpowiada.

Pochwa podoba mi się, gdyż doskonale pasuje do samego noża. Nie ma na niej żadnych ozdobników, wstawek, magicznych znaczków i innych pierdół które normalnie badzo lubię, ale tutaj burzyłyby obraz całości. Jest prosta, surowa i praktyczna. Po prostu.

Jedynym mankamentem była pęknięta nić na szwie, ale w takim stanie pochwa do mnie dotarła, a historii uszkodzenia nie znam, więc się czepiał nie będę. Jamall wspomniał, że Pitt deklarował naprawę, także nie ma w sumie problemu.

Przyjrzyjmy się teraz dokładnie nożowi.

Jest to konstrukcja full tang, o długości całkowitej 265 milimetrów. Długość głowni to 150 milimetrów, a jej grubość to 5,8 milimetra. Chociaż mierząc grubość głowni w kilku miejscach suwmiarką, można znaleźć przy rękojeści 5,7 milimetra, a na gardzie 5,4 milimetra. Oczywiście różnica w grubościach jest niewidoczna i nie ma wpływu na użytkowość całości. Wysokość głowni to około 38 milimetrów.

Stal z którego wykonano nóż, to jak podał Jamall - Thyssen Krupp 1.4034, czyli odpowiednik stali 420C. Blank hartowany przez Jamalla w oleju, osiągając twardość 52-54 HRC. Wydaje się mało tych HRC, ale jak twardość stali ma się do pracy okaże się później.

Wyjście szlifu do epickich nie należy i co tu dużo mówić, jest krzywe. Uciekł Jamallowi szlif o około milimetr i wygląda to tak:

Nie jest to może wielka odchyłka od normy i na pewno nie mająca wpływu na użytkowość, ale jest i esteci zadowoleni nie będą. Sam szlif położony ładnie i czysto. Krawędź tnąca wyprowadzona starannie, bez widocznych uchybień.

Wykończenie głowni to satyna, chociaż na głowni widać różne świecące plamy, które są chyba pozostałością po szlifowaniu. Jednak są one na tyle małe, iż nie udało mi się ich złapać na zdjęciu. Bardziej to szczegół, niż coś istotnego.

Okładziny rękojeści zostały wykonane z drewna wild olive i czerwonej fibry. Fibra co prawda bardziej kolorem do brązu się ma, niż do czerwieni, niemniej optycznie wygląda to bardzo ładnie. Drewno miłe w dotyku, gładkie, jednak nie za śliskie.

Spasowanie okładzin z fibrą do blanka wzorowe i na próżno szukać tutaj miejsca, gdzie można by wcisnąć czubek żyletki. Czoło rękojeści nie ma śladów klejenia, podobnie jak i cały obwód rękojeści. Dupka równa i czysta. :)

Rękojeść wyprofilowana tak, by nóż wygodniej leżał w dłoni. Już pierwsze chwycenie noża w rekę wywołało uśmiech na moim pysku, gdyż moje palce pewnie i zdecydowanie zamknęły się na rękojeści, która wygodnie wypełniła całą dłoń.

Okładziny mocowane do tanga przy pomocy pinu mozaikowego o średnicy 8 milimetrów i rurki mosiężnej również o średnicy 8 milimetrów. Piny zeszlifowane do powierzchni drewna, jednak widać na nich małe błędy szlifowania, podobnie jak na rurce pod linkę.

W otworze zamocowany rzemień, który w tym wypadku spełniać miał tylko rolę ozdobnika. Wkurzał mnie niesamowicie podczas pracy, bo pętla w nim była zbyt mała by włożyć dłoń, więc rozplątałem jeden węzeł i rzemień nabrał cech użytkowych. Przy takich pracach jak rąbanie, warto mieć jednak pętlę na dłoni, aby nóż przypadkowo nie wypadł z dłoni i pofrunął w siną dal.

Ładny węzełek na końcu podczas pracy wykazał tendencje do samorozplątywania. :(

Wspomnę jeszcze tylko, iż środek ciężkości wypada dokładnie na linii rozpoczęcia rękojeści. Ot taki szczegół.

Całość naprawdę robi duże wrażenie. Te małe ułomności jakie znalazłem, to oczywiście bardziej czepianie się, niż faktyczne błędy wykonania. Może jedynie wyjście szlifu bym poprawił, ale reszta spokojnie może zostać tak jak jest. Nóż jest dużym narzędziem do ciężkiej pracy, więc nie ma co się w nim doszukiwać aptekarskich szczegółów.
Stan kondycji krawędzi tnącej oceniłbym w momencie otrzymania na przyzwoity. Nóż ciął papier z oporem, ale bez większej tragedii. Posmyrałem go trochę na DC3, a następnie przepolerowałem na kawałku skóry z pastą polerską. Po tym zabiegu kartka papieru cięła się bez problemu i taką ostrość uznałem za wystarczającą. Doprowadzenie krawędzi tnącej do stanu golenia mnie nie interesowało, bo po cholerę taka ostrość w nożu, który ma pracować w terenie?

Wielkopolski Klub Miłośników Noży
Arma Virumque Cano
opiewam oręż i męża
<a href="http://www.frihet.pl/gal/">Zdjęcia z gór</a>

Jumbo

Nóż sprawia wrażenie takiego, co pracy się nie boi. Tym razem złamałem jakąś tam tradycję i odpuściłem sobie rzucanie na pierwszy ogień pomidorów i ogórków. Po prostu szkoda mi było bawić się w takie pierdołki na samym początku, a i wiadomo z góry, iż zrobienie nim żarcia problemem nie będzie. Co prawda fajnie mogłoby wyglądać w kuchni przecinanie mielonki z puszki razem z puszką, ale takowej nie miałem.

Jamall obawiał się o wytrzymałość noża podczas moich testów, a na zlocie wspomniał jeszcze o delikatności czubka. Jednak jego obawy nie wywarły na mnie wpływu i z całą radością niszczycielską nóż zawędrował ze mną do lasu, gdzie przy pięknej pogodzie, szumie drzew i śpiewie przejeżdżających w dali samochodów raźno zabrałem się za zabawę!
Wyszedłem z założenia, iż bydle o grubości prawie 6 milimetrów nie może bać się chamskiego traktowania i wykorzystania jak bułgarskiej dziwki! Musi ostro dostać w dupę, zostać zeszmaconym i upokorzonym, a na końcu ma być brudny jak świnia i tępy jak ołówki z Castoramy. :D

Nooo dooobra, grę wstępną zacząłem delikatnie od kilku kontrolnych uderzeń w kawał przypróchniałego pieńka. Głownia milutko się wbijała w drewno, dając mi poczucie mocy i wygody rękojeści.

Następnie lekkie rąbanie gałęzi, tak żeby sprawdzić jak sobie poradzi z twardszym drewienkiem.

Szło całkiem nieźle i sprawnie. Rękojeść nie uwiera, a stosunek machania do efektu przyzwoity. No nie narobiłem się przy rąbaniu powyższej gałązki. Dlatego przyszła pora na coś konkretniejszego. Breszka o przyzwoitej średnicy z jakiegoś suchego drewna! Zakładamy, że chcę ją sobie przeciąć i przygotować szczapki na ognisko.

Najpierw lekkie dłubanie czubeczkiem, ot tak, żeby sprawdzić jakie twarde jest drewno i zaczynamy rąbanie!

Idzie doskonale! Przy każdym oderzeniu spod głowni pryskają kawałki drewna i praca idzie do przodu. Namachałem się, ale widać efekty!

Teraz trochę wbijania i wyłamywania na boki, żeby zobaczyć, czy mi głownia nie chlaśnie. Drewno piszczy, morda się cieszy!

Podczas rąbania rękojeść nie uwiera w rękę, może jedynie trochę ciężar noża przekłada się na zmęczenie dłoni. Chwilka odsapki i rąbię dalej.

I jeszcze kilka uderzeń i breszka pooooszła!!!

Drewno przerąbane, nóż się trochę narobił, więc oglądam sobie krawędź tnącą. Nie widać na niej śladów pracy, poza zabrudzeniami, które schodzą pod paznokciem. Na tą chwilę, ostrość noża wiele się nie zmieniła i nadal przecinam kartkę, chociaż z delikatnym oporem.

Nie jest źle. Rąbałem już nożami, które na tym etapie miały zawinięcia na krawędzi tnącej, a nawet małe wyszczerbienia. Tutaj nie ma żadnych śladów na kt, a jedynie pojawiło się trochę rys.

No dobrze, ale wróćmy do mojej breszki, wszak miałem przygotować szczapki na ognisko. Czyli przyszła pora na batonowanie. Znalazłem sobie kawał zdrowej gałęzi do walenia w grzbiet i czubek noża, więc nie zwlekając, zabrałem się do dalszej pracy.

Jak już wgryzłem się w drewno, to bez zahamowań zacząłem napieprzać a to w grzbiet, a to w czubek, ciesząc się zarazem, iż po każdym uderzeniu nóż wchodzi coraz głębiej, chociaż z pewnym oporem, bo drewno twarde i suche.

Jeszcze chwila pracy, kombinowania z koordynacją i mam piękny stosik na rozpoczęcie ogniska!!

Teraz zostało jeszcze przygotowanie rozpałki. Zdjąłem czubkiem kawałek kory brzozowej (nie, nie z TEJ brzozy) i nastrugałem trochę drobnego śmiecia, żeby się szybciej zajarało.

Ogniska nie rozpalałem, bo to nie miejsce było na takie czynności i jeszcze by mnie leśniczy jakiś poszczuł solą z dubeltówki!

Dla swojej radości przebatonowałem również drugą część breszki, chociaż szło to opornie, bo sęk był wielki i musiałem zdrowo napieprzać, żeby całość na drobne kawałki rozłożyć. Grubość głowni i szlif ma przy takiej zabawie tą zaletę, iż działa jak klin. Więc gdy już uda się wbić nóż do jakiejś tam głębokości, to potem idzie jak szatan.

Po batonowaniu znów obejrzałem sobie stan głowni i krawędź tnącą. Jak na moje oko - nic się nie zmieniło, a ostrość pozostała na poziomie cięcia kartki papieru z oporem, ale nadal w miarę swobodnie.

No dobrze, było rąbanie, było batonowanie, więc pora na zabawę czubkiem. Na pierwszy ogień poszedł pień spróchniałego drzewa.

Szło elegancko, chociaż wbijając głębiej nóż czułem mocniejszy opór niż się spodziewałem. Pień spróchniały był do jakiejś tam grubości, a potem było już dość twarde. A że nie chciało mi się dłużej ryć w tym drzewie, to postanowiłem podłubać sobie w brzozie (nie, nie TEJ), z której uprzednio zdejmowałem korę. Drewno twarde, więc tutaj już nie było tak lekko i swobodnie. Jednak czubek przetrwał wyłamywanie na bok i konstrukcja nie ucierpiała.

Potem nastąpiła seria różnorakich rąbań i strugań, których alpinistyka wykonania nie pozwoliła uwiecznić się na zdjęciach. Szukałem sobie kolejnych ofiar do cięcia, rąbania i masakrowania.

Zmęczyłem się, spociłem srodze, więc siadłem sobie na pieńku i wystrugałem z gałęzi zgrabną firlejkę (cholera wie po co).

Ostrość noża była na takim poziomie, że bez problemu strugałem drewno i zdejmowałem korę z gałązki. Może momentami ciężko było operować głownią ze względu na ciężar, ale jakoś dało radę. A że przyszedł mi do głowy kolejny pomysł, to wziąłem sobie kawałek drewna ze szczapek na ognisko i zacząłem wiercić czubkiem dziurę.

Po chwili dłubania miałem ładnie wydrążoną dziurę na wylot.

Firlejka została zmodyfikowana, osadziłem ją w dziurze, a całość zwieńczył żagiel z liścia. I tak powstał mały jachcik! :)

Na koniec zabaw terenowych postanowiłem sobie pogrzebać w ziemi. Wbijanie w ziemię, cięcie korzeni, wybieranie ziemi, robienie dołka i inne prace kretopodobne, a tak żeby sobie zobaczyć jak to się sprawować nóż będzie.

W dołku pochowałem kilka śmieci jakie miałem, więc się do czegoś nadał.

Na głowni pojawiły się liczne rysy i przebarwienia, które w większości zeszły po czyszczeniu wilgotną chusteczką do rąk. Pozostało kilka konkretniejszych rys, ale można powiedzieć, iż nóż przetrwał zabawę w stanie doskonałym.

Po zabawie, powrót  do domu, konkretne umycie noża i oględziny. Zdjęć nie robiłem, bo by nie wniosły nic nowego.

Ostrość spadła do stanu, gdy przecięcie kartki papieru stało się praktycznie niemożliwe. Owszem krawędź tnąca w kilku miejscach "brała" lekko papier, ale ciężko nazwać to było cięciem. Czyli pora na małe ostrzenie. DC3 do łapy i jazda. Krawędź tnąca nie jest uszkodzona, więc wystarczy tylko podostrzanie, a nie mizianie na diamentach. Tym razem trwało to dłużej, ale po ostrzeniu nóż znów ciął kartki, a nawet epickiego pomidorka! :D

Bez problemu udało się także zamienić zapałkę w wykałaczkę.

Tak z ciekawości na powierzchnię stali naniosłem sporą kroplę octu, żeby sobie zobaczyć jak się stal zachowa. Po odparowaniu octu, na głowni nie było śladu (zapomniałem zrobić fotkę po).

No dobrze, wszystko ładnie pięknie, ale czułem jakiś mały niedosyt, więc korzystając z pięknej jesiennej pogody, jeszcze raz pojechałem sobie do lasu powalczyć Jamall'owym nożem.

Wielkopolski Klub Miłośników Noży
Arma Virumque Cano
opiewam oręż i męża
<a href="http://www.frihet.pl/gal/">Zdjęcia z gór</a>

Jumbo

Na początek świeżo upolowana pomarańcza, która poddała się bez walki. Część została oczywiście zjedzona na poczekaniu.

No i zabrałem się za rąbanie jakiejś suchej gałęzi.

Szło elegancko, więc stan gałęzi zmieniał się błyskawicznie.

Jeszcze kilka mocnych uderzeń i stałem się właścicielem niezłego kawałka do zabawy.

I chwila zabawy, by mój kawałek zmienił się na dwa mniejsze.

Dalsze zabawy z rąbaniem były już niepotrzebne. Nóż pokazał co potrafi, więc nie było sensu dalej rąbać. Ale miałem cały czas ochotę na poznęcanie się nad czubkiem noża, który miał być ponoć delikatny...

Na ofiarę wybrałem sobie tym razem całkiem spory pień drzewa, który częściowo był spróchniały, a częściowo zachował swoje w miarę twarde kawałki. To ten sam pień, w którym już dłubałem! Idealna sprawa do pobawienia się czubkiem. Będę wbijał i wyłamywał!!!

Wbijam na mniej więcej dwa centymetry i wyłamuję kawałki drewna. Czubek co rusz utyka w twardszym drewnie, ale nic sobie z tego nie robię i chamsko wyłamuje na bok, aż lecą drzazgi.

Po dłuższej chwili pień robi się coraz chudszy, a czubek nadal na swoim miejscu!!

Zmęczyłem się kapkę i ałka w paluszek sobie zrobiłem. Trochę ostra krawędź przy wbijaniu zerwała naskórek.

Pocałowałem paluszek i wbijam nóż dalej. Im bliżej środka tym twardsze, więc robota idzie powoli, ale widać postępy.

Spociłem się jak mysz kościelna, więc chwila odsapki i atakuję dalej!

Jeszcze chwila, chwilunia iiiiiiii...!!!

Udało się i rozłożyłem pień na drobne!! Jak bóbr jakiś normalnie!! :)

Siadłem na tyłku zmęczony i oglądam sobie czubek. W sumie nie ma co oglądać, bo nic się w nim nie zmieniło. A miał być delikatny...
Wziąłem do łapki jakiś badylek i sobie na koniec wystrugałem palik na wampira. Struganie szło przyzwoicie, bo ostrość noża aż tak wiele się nie zmieniła.

Wróciłem do domu, nóż umyłem i obejrzałem raz jeszcze. Na głowni wyraźnie widać rysy jakich nóż się nabawił przy pracy, jednak nie ma to dla niego znaczenia praktycznie. Krawędź tnąca nie ma wykruszeń, zawinięć, a jej ostrość jest na etapie cięcia kartki papieru z lekkim oporem, przy czym przy czubku jest bardziej tępa. Widać, że długa praca czubkiem w drewnie dała się we znaki.

I tak zakończyłem moje zabawy z nożem B71. Pora na małe podsumowanie.

Moim zdaniem Jamall zrobił kawał ciekawego noża. Przydałaby się kapkę lepsza dbałość o szczegóły i wykończeniówkę, zwłaszcza o wyjście szlifu. Owszem, nie ma to znaczenia dla ogólnej oceny właściwości noża, ale jest to element, który można poprawić.

Nóż bez problemu radzi sobie z pracami terenowymi. Ergonomia rękojeści jest na doskonałym poziomie,  gdyż po dłuższej zabawie na mojej dłoni nie pojawiły się żadne ślady od rękojeści, co zdarzało się czasami. Rękojeść leży w dłoni bardzo dobrze i przy pracy sprawuje się wybornie.

Sam kształt noża dobry, jednak nie wiem, czy odchudzenie go do powiedzmy 4,5 - 5 milimetrów nie wyszło by mu na dobre. Na pewno poprawiłoby to jego możliwości tnąca, gdyż nie oszukujmy się, przy cięciu produktów spożywczych bardziej będzie rozrywał niż ciął. Inna sprawa, iż jaki sens robienia sobie żarcia takim nożem? Toć mając go przy sobie na pasku, na pewno w kieszeni każdy miałby również jakiś folderek, który do robienia posiłku sprawdziłby się lepiej. B71 oczywiście bez problemu ukroi pajdę chleba, otworzy konserwę, czy też pokroi warzywa i owoce, ale nie oczekujmy po nim zgrabności i komfortu pracy.

Co mi przypadło do gustu, to brak wyraźnej rampy pod kciuk. Często zdarza się tak, iż jej zęby przeszkadzają w pracy, ranią palec, tudzież niepotrzebnie zbierają brud.
Stal Thyssen Krupp 1.4034 hartowana przez Jamall'a na 52-54 HRC, spisała się moim zdaniem na medal. Krawędź tnąca długo zachowuje ostrość roboczą, nawet po solidnym używaniu. Owszem, z poziomu swobodnego cięcia kartki do cięcia kartki z lekkim oporem przechodzi stosunkowo szybko, jednak przy nożu o takiej konstrukcji nie ma to znaczenia. To nie jest nóż, którym będziemy otwierać koperty, obierać jabłka, czy też siekać pietruszkę. Do prac terenowych stal ta nadaje się doskonale i daje radę nawet przy ciężkiej pracy, gdzie na pęknięcia narażony jest czubek. Podczas prac w drewnie nóż sprawdził się znakomicie i bez słowa można tutaj Jamall'owi pogratulować obróbki termicznej. Jego obawy o czubek okazały się nieuzasadnione i nóż przetrwał moje zabawy, chociaż po słowach makera myślałem, iż szybko się złamie. Oczywiście jakbym się uparł, to wbił bym nóż głęboko i złamał na siłę, ale po jaką cholerę?

Sama stal jak chodzi o trzymanie ostrości i możliwości trochę przypomina mi stal 60S2 którą miałem okazję testować kiedyś na nożu od Kubka.

Stal Thyssen Krupp 1.4034 jest stalą nierdzewną, więc doskonale nadaje się na nóż terenowy, gdzie często nie ma czasu i warunków o dbanie i cackanie się z głownią. Nóż po pracy trafia do pochwy i ma w niej nie zardzewieć, więc w tym wypadku stal ta jest dobrym wyborem.

Pochwa do noża całkowicie spełniająca swoje zadanie. Jest prosta w wyglądzie, ale solidna i wystarczająca. Nóż siedzi w niej pewnie, a noszenie noża na pasie jest komfortowe.

Moim zdaniem, Jamall zrobił doskonały nóż terenowy. Spokojnie przy jego pomocy rozprawimy się z gałęziami i breszkami, zamieniając je szybko w opał do ogniska. Bez obaw możemy rąbać i batonować drewno, a i przy bardziej precyzyjnych pracach typu struganie sprawi się doskonale. Bez problemu przygotujemy nim posiłek w terenie, gdzie liczy się kwestia samego jedzenia, a nie dbałość o grubość ciętego pomidorka, czy też ogórka. Wykopiemy nim dziurę w ziemi, żeby zakopać śmieci, czy też potniemy korzenie podczas okopywania namiotu. Nierdzewność stali zapewnia nam praktycznie zerowe dbanie o głownię, więc nie musimy martwić się o wykwity "rudej" w terenie.
Do ostrzenia w terenie wystarczy mała ostrzałka typu Dog Bone, Fallkniven DC3 (bądź DC4), czy też jakiś drobnoziarnisty diamencik. Nie ma sensu w takim nożu, który jest przeznaczony do ciężkiej pracy dążyć do golenia, gdyż ostrość ta i tak szybko zniknie. Po wyprawie, w domowych pieleszach nóż bez problemu odświeżymy na dowolnej ostrzałce, dbając o prawidłowe wyprowadzenie krawędzi tnącej, a i można sobie dla radości posmyrać go trochę na pasku z pastą polerską.

Dziękuję serdecznie Jamall'owi za udostępnienie noża do zabawy!

Wielkopolski Klub Miłośników Noży
Arma Virumque Cano
opiewam oręż i męża
<a href="http://www.frihet.pl/gal/">Zdjęcia z gór</a>

InQuizitor

Pięknie, qwa pięknie :D

1. Jumbo pisze świetne recki NB
2. Jamall robi świetne noże z b.dobrą obróbką OC

Szkoda, że lodówek nie było :(


maba

Piękna recka, dzięki :)


Jumbo

Cytat: InQuizitor w 31-10-2013, 14:06:32

Szkoda, że lodówek nie było :(

Przy tym profil głowni i mocnym czubku, lodówka by się nie oparła. No niestety, nie było żadnej pod ręką, bo złomiarze pilnują takich okazji.
Wielkopolski Klub Miłośników Noży
Arma Virumque Cano
opiewam oręż i męża
<a href="http://www.frihet.pl/gal/">Zdjęcia z gór</a>

InQuizitor

Niby racja, ale też nie sprawdziłeś czy Cie nóż uniesie ;P


Jamall

Dziękuję za rzetelną recenzję. Miodnie się czyta - po pierwsze napisana z jajem, po drugie to mój nóż ;)

Jak wiesz zależało mi na sprawdzeniu stali, OC oraz porównaniu jej do innych noży, z którymi miałeś do czynienia.
Co do mankamentów noża w pełni świadomy byłem co przekazuję - w sumie jako twórca muszę znać niedoróbki.
Następne będą lepsze (na obronę powiem, że sam blank i szlif wykonane były dawno - był to jeden z pierwszych niebushcraftowych szlifów).

Szacun za werwę oraz chęci i wielki zapał. Daj spokój nie chodzi już o narzędzie, ale o USERA.

Czytając z lekką dozą nieśmiałości szukałem jednak zdjęcia pokazującego ułamany czubek.
Nie stało się tak i jestem zadowolony - najbardziej chyba z obróbki cieplnej.
Stal tego producenta od lat używana jest przez twórców noży dla przemysłu spożywczego czy mięsnego.
Dlatego zdecydowałem się użyć jej również w nożach - że tak powiem "cywilnych".

Trochę kokieterii było - wiedziałem, że stal odporna i udarna - było również dużo obawy czy moja obróbka cieplna będzie na poziomie porównywalnym z doświadczonymi hartownikami.

Dla tej stali można uzyskać twardość do 55 HRC. Następne noże będą wykonywane przy innej obróbce cieplnej (izotermicznej).

Raz jeszcze dziękuję za opis - długi, wyczerpujący i obfitujący w strugi potu.

Do następnego noża - na tapetę pójdzie bushcraft z niemarketingowej NCV1.

:D :D :D :D :D :D :D :D

Pozdrawiam,

J.


Mattia

Witam,
super zdjęcia i fajny opis. Świetny nóż do ciężkich prac obozowych, bardzo mi się podoba, stal w Jamallowym wydaniu sprawuje się doskonale.
Pozdrawiam


brony_

Ludzie gonią za super duper stalami i wysokim HRC a ja zawsze powtarzałem, że siła tkwi w prostocie  :winky:

Przynajmniej jeśli chodzi o stal na fixedy  8)

K O Ł O B R Z E G   ---> www.rezydencja.fajnewczasy.com

graf

Cytat: brony_ w 31-10-2013, 21:13:26

Ludzie gonią za super duper stalami i wysokim HRC a ja zawsze powtarzałem, że siła tkwi w prostocie  :winky:

Przynajmniej jeśli chodzi o stal na fixedy  8)

Nieprawda.
Lepsze stale są lepsze... :D

A nożyk fajny. Z pierwszych zdjęć sądziłem że to mały edc... A to ładny rozbójnik jest.

Najlepsze polskie noże do rzucania
http://grafknives.pl
Polub na FB
https://facebook.com/grafknives

ednyfed

Że też można aż tyle pisać i pisać o fixedzie - szacunek Jumbo :winky: .
Przemyślany projekt i do bólu użytkowy. Patrząc na zdjęcia rękojeści - musi być szalenie wygodna. Proste piny (lub rurka) lepiej oddawały by chyba duszę tego noża niż pin mozaikowy. Ale to już rzecz subiektywna.
Myślałem, że ta stal polegnie przy rąbaniu. A tu nawet kt się nie powyginała. Pozytywne zaskoczenie. Dobre OC stanowi ponad połowę wartości noża.
Komplet bardzo dobrze się prezentuje (nóż plus dedykowana pochewka).
Dzięki za tekst. :)


rangy67

Super napisane z humorem i lekkością.A nóż spisał się na medal jak widać.Rób takie dobre noże Jamall. :)

.....i po sześciu dniach tworzenia Bóg usiadł by.....siódmego wymyślić Sebenze.

DonCipcio

Jumbo, dzięki za świetną reckę  :kosunia:
bardzo się cieszę, że jesteś w tak dobrej kondycji fizycznej  ;)

Jamall, gratuluję  :)

...złodziej i pijak, bo każdy pijak to złodziej!
Nie ma nic gorszego niż człowiek wykształcony ponad własną inteligencję
SPRZEDAM

mance

No to poziom jest tak podniesiony,że ciężko człowiekowi będzie chociaż w małym podobieństwie coś skrobnąć. Kupa pracy i wzór dla innych.


Villemo

Fajny tekst, dobrze, że się dogadaliście z tą recką :D
Nóż wygląda bardzo przyzwoicie, lubię takie proste terenowce.
Po takiej lekturze aż się ma ochotę zamieszkać w lesie :)


WojaK

Prezes jak zwykle napisal dluga i swietnie czytajaca sie recke :-)  Jamall'owi gratuluje wykonania prostego i bardzo uzytkowego nozydla :-)  Paaaasi mi bardzo :-)

W imieniu wytwórni filmowej "Wild Mountain"i"Wieczorek Expeditions Team" zapraszam do oglądania filmów i seriali o tematyce Survivalowej, Turystycznej i Ekspedycyjnej.
Wszystkie nasze filmy znajdziecie na www.wildmountain.republika.pl oraz www.extreme-survival.pl Posiadamy kanały na "FB" i "YT"

Orcanus


Jumbo

Cytat: DonCipcio w 01-11-2013, 10:26:35

bardzo się cieszę, że jesteś w tak dobrej kondycji fizycznej  ;)

Moje zabawy zabezpieczał oddział Pogotowia Ratunkowego!!  :rotfl: :rotfl:

Dziękuję wszystkim za dobre słowo.  :-*

Wielkopolski Klub Miłośników Noży
Arma Virumque Cano
opiewam oręż i męża
<a href="http://www.frihet.pl/gal/">Zdjęcia z gór</a>

kosma

Wielkie pięć Jumbo za reckę, namachałeś się ale za to mi się fajnie czytało !

Nożyk w sumie fajny chodź ja bym wolał chyba jednak coś cieńszego ale wyważonego bardziej do przodu - nessmucka jakiegoś.